Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii będzie jak trzęsienie ziemi

Opinion piece (Polska Times)
21 June 2016

Jeśli dojdzie do Brexitu, przez Europę przeleje się fala eurosceptycyzmu. Powróci też pytanie o rolę Niemiec w Unii - mówi Charles Grant, założyciel i dyrektor londyńskiego ośrodka analitycznego Centre for European Reform, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.

Kogo będzie boleć głowa po referendum o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii?

Dziś trudno przewidzieć, ale sondaże pokazują rosnącą przewagę zwolenników Brexitu. Szacuje ich szanse na zwycięstwo na 60-65 proc.

Wysoko.

Dwa tygodnie temu doszło do gwałtownego zwrotu w sondażach. Wcześniej nieznacznie, ale stale prowadzili w nich zwolennicy pozostania w Unii. Ale od kilkunastu dni górą w nich są Brytyjczycy opowiadający się za Brexitem.

Jaka fala ich niesie?

Zwolennicy wyjścia z Unii odwołują się kwestii migracji. To jest temat, który obóz Bremain wpędza w zakłopotanie, oni sami nie wiedzą, co powiedzieć w tej sprawie. W ostatnich dniach Partia Pracy próbowała przełamać ten impas i zmobilizować swoich wyborców, ale wyglądało to niewiarygodnie, gdyż lider tego ugrupowania wcześniej podzielił swoich zwolenników wypowiedziami na temat migrantów, mówiąc, że potrzebne są ostrzejsze regulacje w tej sprawie. Dziś laburzyści są podzieleni w najważniejszych kwestiach, jak chociażby migracja, więc mają poważne problemy z mobilizowaniem własnych wyborców.

Tyle, że żadna z kwestii, które Pan teraz wymienił, nie pojawiła się ostatnio. To stare problemy, tymczasem sondaże w Wielkiej Brytanii przechyliły się nieoczekiwanie na rzecz Brexitu dwa tygodnie temu. Co było tego powodem?

Po części to kwestia zmiany strategii - zwolennicy Brexitu w ostatnich dniach zaczęli dużo większą wagę przywiązywać do kwestii migracji niż wcześniej. Nowego paliwa dostarczyła im niedawna umowa między UE i Turcją. Obóz Brexitu twierdzi, że Turcja niedługo dołączy do Unii, a w ten sposób tysiące muzułmanów zyskają prawo swobodnego przemieszczania się po Europie. Brytyjczycy się tego autentycznie obawiają. Tym można uzasadnić tę niedawną zmianę w sondażach.

To wystarczyło do tak poważnej zmiany?

Oddzielna sprawa to wiarygodność polityków zaangażowanych w kampanię - zwłaszcza tych po stronie obozu Bremain. Powszechnie uważa się, że przesadzają w swoim straszeniu. Poza tym Brytyjczycy bardziej ufają zwolennikom Brexitu: Borisowi Johnsonowi, Michaelowi Gove’owi i Nigelowi Farage’owi. Ludzie im wierzą, bowiem ci politycy są bardziej charyzmatyczni. To taki typu polityków, z którymi wyborcy chętnie spotkaliby się w pubie przy piwie. Są przeciwieństwem obecnie rządzących elit, które są postrzegane jako aroganckie i oderwane od rzeczywistości.

Zaskakuje mnie Pan. Z perspektywy Polski David Cameron to chyba najlepszy premier we współczesnej Europie. Nie bał się przeprowadzić trudnych reform - ale w ich wyniku brytyjska gospodarka odżyła. Cameron zdołał wygrać wybory w 2015 r. Wtedy Brytyjczycy mu zaufali.

Czemu teraz widzą w nim aroganta?

Tak, to kluczowe pytanie. Długo wydawało się, że Cameron to odnoszący sukcesy polityk. Ale wygląda na to, że popełnił błąd z kampanią wokół referendum. Od samego początku wszystko idzie z nią nie tak. Przede wszystkim nikt do końca nie wie, jakie mogą być konsekwencje Brexitu. Większość ekspertów twierdzi, że odbije się to negatywnie na naszym PKB, podają wyliczenia, które są mało czytelne. A nikt na przykład nie policzył i nie podał prostego komunikatu, na przykład każda brytyjska rodzina po wyjściu z UE straci 4300 funtów rocznie.

Ostatnio widziałem ładny filmik przygotowany przez zwolenników Bremain, który pokazywał, że każdy Brytyjczyk za funta zainwestowanego w Unii, dostaje z powrotem 10 funtów.
Właśnie o taką kampanię mi chodzi. Ale pytał pan o Camerona. Proszę pamiętać, że na jego wiarygodności mocno zaciążyła sprawa z Panama Papers. Nie zrobił nic złego, ale ciąży mu sam fakt, że jego nazwisko przewinęło się w takim kontekście, co dało pole do przypuszczeń, że ma on coś w tej sprawie do ukrycia. Jest jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że tak wielu Brytyjczyków jest gotowych wyjść z Unii. To wpływ coraz mocniejszych eurosceptyków. Oni mocno przesadzają, opisując słabości UE, ale znajdują posłuch u wyborców. Proszę zwrócić uwagę, jak o Cameronie pisze na przykład konserwatywne „Sunday Telegraph”, czy „Daily Mail”. One przedstawiają go jako słabego, aroganckiego, oderwanego od ziemi przywódcę. I to działa.

Jak Pan ocenia sposób, w jaki Bruksela włącza się w kampanię referendalną na wyspach? Słuchając wypowiedzi niektórych tamtejszych polityków mam wrażenie, jakby oni naprawdę chcieli, by Wielka Brytania przestała być członkiem Unii.

Na pewno wielu zwolenników sfederalizowanej Europy obwinia Wielką Brytanię za to, że Londyn nie dość wspiera ich ambicje. Owszem, brytyjski rząd nigdy nie podzielał ich planów, ale też trudno uznać za winnego fiaska ich planów. Próby federalizacji Europy blokują przede wszystkim Francja i Niemcy, które nie potrafią uzgodnić, co tak naprawdę ma ona oznaczać. Natomiast jestem przekonany, że wszyscy w otoczeniu najważniejszych osób w UE: Donalda Tuska, Jean-Claude Junckera i Martina Schulza wiedzą, że Brexit wyrządziłby Unii wielkie szkody. Już teraz przez cały kontynent przelewa się fala eurosceptycyzmu, wyjście Wielkiej Brytanii z UE jeszcze by ją wzmocniła.

Jakich konsekwencji referendum Pan się spodziewa?

Jeśli Brytyjczycy opowiedzą się za pozostaniem w Unii, wiele się nie zmieni - chyba, że obóz Bremain wygra bardzo niewielką większością głosów, wtedy pojawi się nerwowość i obawa, że będzie silna presja, by tego typu referendum powtórzyć. Donald Tusk niedawno mówił, że Unia powinna zmienić styl działania, nie powinna wydawać poleceń, tylko powinna słuchać ludzi. To ważne słowa, one będą rezonować w przyszłości.

Tusk niedawno wypowiedział nawet słowa ważniejsze, mówiąc o tym, że czas przestać mówić o europejskiej Utopii. Mówił niemal takim językiem, jakim o Unii mówi Cameron.

Wyraźnie widać, że słowa Tuska stają się ważniejsze niż to, co mówi Juncker. Przewodniczący Rady Europejskiej opowiada się za międzyrządowym kształtem zarządzania Unią. W tym kierunku UE pewnie będzie się rozwijać. Ale to scenariusz w sytuacji, gdy Wielka Brytania pozostanie we wspólnocie.

A czego się Pan spodziewa w sytuacji, gdy wyjdzie?

Trzęsienia ziemi. Wiatr w żagle złapią przede wszystkim eurosceptycy. Już teraz odciskają silne piętno na Europie, a po Brexicie będą jeszcze silniejsi. Poza tym powróci pytanie o miejsce Niemiec w Europie. Polska, Francja, inne kraje bardzo obawiają się niemieckiej dominacji w UE.

Stare państwa unijne już snują plany powrotu do korzeni, to znaczy do małej Unii stworzonej przez sześć krajów-założycieli UE. To realne?

Proszę wybaczyć mi mój język, ale to zwykłe gadanie głupot. Nawet w Brukseli nikt nie przewiduje takiego obrotu sprawy.

Nie? Takie koncepcje przewijają się co chwila w różnych analizach, mamy spotkania polityków różnych szczebli tych sześciu państw.
Ale to forma. Nie ma zgody co do treści. Francja chciałaby federalnej Europy - ale takiej, w której Niemcy mocniej subsydiują pozostałych członków, na przykład za pomocą euroobligacji. Niemcy także opowiadają się za federalizacją - ale rozumieją przez nią większą dyscyplinę budżetową narzuconą choćby Włochom. GR("wstawReklame","srodek1"); Eurokraci, gdy mówią o federalizacji, widzą za nią jeszcze więcej uprawnień przekazanych im do Brukseli. Ale wyobraża pan sobie sytuację, w której Bundestag wyraża zgodę na przekazanie kolejnej porcji uprawnień do Brukseli? Ja nie. Natomiast politycy chętnie sięgają po taką retorykę, bowiem ona dobrze brzmi w przemówieniach. 

Pan publicznie opowiada się, żeby Wielka Brytania została w UE. Sondaże pokazują, że szanse na to maleją. Co w ostatnich dniach należy zrobić, by przechylić szalę na rzecz obozu Bremain?

Na pewno nie będzie to zależeć od opinii wypowiadanych za granicą, Angela Merkel, Donald Tusk, czy Jean-Claude Juncker nie sprawią, że Brytyjczycy zmienią zdaniem moi rodacy nie lubią, gdy ktoś z zagranicy mówi im co robić. Niedawne komentarze Baracka Obamy nie były zbyt pomocne. Także David Cameron nie zdoła osiągnąć tego celu, on mocno stracił na wiarygodności jako przywódca. Największa rola spoczywa na społeczeństwie obywatelskim. Swoją rolę do odegrania mają osoby znane: muzycy, aktorzy, osobowości telewizyjne. Poza tym zwolennicy Unii powinni przekierować debatę z tematu migracji na gospodarkę.